środa, 8 kwietnia 2015

Pucharowe przy(w)padki Lecha


Wizyta piłkarzy Kolejorza w Stargardzie Szczecińskim zakończyła się dla nich blamażem. Lech przegrał 3:1, finał na Narodowym coraz dalej. Rewanż jutro w Poznaniu o 20:45.



Lech Poznań w ostatnich latach ma wyraźne problemy ze słowem puchar. Nieważne czy po tej frazie widnieje słowo „polski” czy „europejski”. Sezon 2010/2011 to ostatni, kiedy udało odnieść się sukces w Europie. Wyjście z grupy śmierci, wyprzedzając w grupie Juventus, z takim samym bilansem punktowym co Manchester City – to robi wrażenie. W 1/16 Braga okazała się minimalnie lepsza.

Kolejne lata to już wstyd i hańba. Trudne boje toczone z takimi „potęgami” z dalekiego wschodu jak Żetysu Tałdykorgan czy Hazar Lenkoran chwały nie przynoszą. Jednak najgorsze dopiero miało nadejść. Odpadnięcie z Żalgirisem w edycji 2013/2014 a w następnym sezonie ze Stjarnan były dla piłkarzy i kibiców Lecha jak najgorszy sen.

W Pucharze Polski mamy analogiczną sytuację. Sezon 2010/2011 to również dobra gra w rodzimym pucharze. Kamyczkiem do ogródka może być jedynie przegrany finał z Legią Warszawa. W kolejnych latach Lech znajdował pogromców w drużynach Olimpii Grudziądz i Miedzi Legnica. Umówmy się, do klasy Juventusu czy MC trochę im brakuje. I to powiedziane najdelikatniej jak można.

Lech jednak nie zamierza na tym poprzestać. Czyżby chciał przebić te wyczyny? Wszystko na to wskazuje. Najlepszym przykładem jest właśnie ostatni mecz z Błękitnymi. Co prawda jest to już poziom półfinału PP, jednak skrzyżowali rękawicę z drugoligowcem, którego mieli zjeść na przystawkę przed wielkim finałem z Legią Warszawa.

Mieli, ale sami okazali się łatwą do upolowania zwierzyną. Otrzymali trzy ciosy, które w ostatecznym rozrachunku mogą okazać się śmiertelne. Lech już mocno krwawi. Czy zdoła wylizać rany przed rewanżem, które zagoją się do majowego finału w Warszawie?  

Polski piłkarz to najbardziej przepłacony zawód w naszej ojczyźnie. Oczywiście mam na myśli jedynie tego ekstraklasowego. W niższych ligach, trudno jest wyżyć z samej piłki, dlatego nikogo już nie dziwi fakt, że popołudniowy trening poprzedzony jest etatem. Lech na swoją obronę, może się tłumaczyć, że przecież nie grali z kelnerami. Racja. Grali ze strażakami, strażnikami i pracownikami biurowymi..


Co prawda piłkarze z północy nie grali jakiejś finezyjnej i porywającej piłki. Nie pokazali sztuczek w brazylijskim stylu, nie dryblowali chociażby w połowie tak jak Messi. Nie musieli. Na boisku było widać charakter, wolę walki i zaangażowanie od początku do końca. Jeśli tylko tyle wystarczy na wicelidera Ekstraklasy, który kilkanaście dni wcześniej pokonał mistrza Polski – Legię Warszawa – nie dziwmy się, że nasza nieobecność w LM już dawno osiągnęła pełnoletniość, teraz czekamy aż ta „passa” dorobi się brody.

Jutro chwila prawdy dla Macieja Skorży i jego Lokomotywy. Jednak niech się nie przejmuje porażką w pierwszym meczu. Parafrazując słowa trenera poznaniaków: puchar będzie ciekawszy..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz